sobota, 9 czerwca 2012

Papier dla Herberta

Jan Nowicki zwierzył się kiedyś Piotrowi Skrzyneckiemu ze swoich wątpliwości, czy jest aby dobrym ojcem. Znany twórca i animator "Piwnicy pod Baranami" stwierdził w odpowiedzi: "Jeść to to ma co, spać to to ma gdzie. Albo coś z tego będzie, albo coś z tego nie będzie."
Mam podobnie, gdy idzie o wybór materiałów piśmienniczych, które uwielbiam kupować. Piszę wyłącznie piórami i cienkopisami. I jestem w trakcie zakupów przewybredny. Cienkopis musi odpowiednio leżeć w dłoni, także kolor jego tuszu musi być stosowny (czarny smoliście czarny, etc.). A jeśli idzie o papier, to już zupełny obłęd: faktura, odcień, rozmiar przekątnej strony. Jeśli z jakiegoś powodu mam ochotę kupić kratkowany lub liniowany, również kolor tuszu kreseczek musi być taki jak trzeba. Kwestia tego, co to znaczy 'odpowiednio' i 'jak trzeba' pozostaje kompletnie poza logiką. Po prostu biorę do ręki, gładzę palcem, oglądam pod światło i orzekam, że albo coś z tego będzie, albo coś z tego nie będzie.
Dziś wyszedłem z wkładem do piórka kulkowego Parkera i tradycyjnie powracającą refleksją, jak wielkie ilości papieru są dziś na wyciągnięcie ręki dla każdego: najrozmaitsze zeszyty, bruliony, notatniki, ryzy papieru takiego czy owakiego. Powędrowałem w stronę Raju (czyli Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej przy ulicy Rajskiej), po kolejną książkę i parę haustów powietrza przesyconego stęchlizną zgromadzonego na niezliczonych półkach zżółkłego papieru. W trakcie powolnego marszu doczytywałem zbiór wspaniałych felietonów Andrzeja Dobosza zebranych w tomiku "Generał w bibliotece" (uwielbiam czytanie książek podczas chodzenia, ale to temat na inną opowieść). Gdy usiadłem przed wejściem do biblioteki, zostało mi jeszcze tylko kilkanaście kartek. Trafiłem na felieton zatytułowany "Nieudany spisek", a w nim na fragment:
"Dziś ta historia może zabrzmieć nieprawdopodobnie, ale zdarzyła się naprawdę. W połowie lat sześćdziesiątych spotkałem na Krakowskim Przedmieściu Zbigniewa Herberta. Herbert był w złym humorze. Wychodząc z domu, nie wziął legitymacji Związku Literatów Polskich i w sklepie papierniczym na Mazowieckiej - jedynym, gdzie mogli się zaopatrywać członkowie związku - odmówiono mu sprzedania paczki papieru do maszyny. [...] Ledwo weszliśmy na Traugutta, gdy Herbert zaczął się martwić, że zużywa za dużo papieru. Czasem pisze wiersze, które nie mieszczą się na jednej kartce. Nie zapełnia jednak skrzętnie całych dwu stron, a potem znów zaczyna od nowego arkusza, zamiast wykorzystywać miejsce i pisać dla oszczędności wiersz pod wierszem."
No i zrobiło mi się wszystko naraz...

wtorek, 21 lutego 2012

Filiżanki w zlewie

Margaret Thatcher do dziś pozostaje jedną z najbardziej znaczących postaci w dziejach Europy i świata. Obraz filmowy o postaci tego formatu to duże wyzwanie. "Żelazna Dama" pokazuje, że była premier Wielkiej Brytanii nadal czeka, aż ktoś mu sprosta.



Są życiorysy, które wypełniają opasłe książki. Choć każdy z nas ma jakiś cząstkowy wpływ na historię świata, jak owo machnięcie skrzydła amazońskiego motyla na huragany w Indonezji, to jednak tylko o ludziach, którzy odcisnęli nieusuwalne piętno na czasach, w jakich przyszło im żyć, mawia się: postacie historyczne. Władcy, artyści, naukowcy, wojownicy, pisarze, wynalazcy. Niektórzy stają się ikonami popkultury, wchodzą na trwałe do masowej wyobraźni.
Margaret Thatcher jest taką postacią, bez dwóch zdań. Znakiem epoki było, że budziła wiele emocji stylem działania i zachowaniami ówcześnie uważanymi za domenę mężczyzn: twardością i zdecydowaniem, uporem, determinacją. Za metody, jakimi gorączkowo próbowała przywrócić własnemu państwu nie tylko sterowność, ale i utraconą wielkość, spadały na nią gromy i do dziś jest to kość niezgody w ocenie jej dorobku. Siłą charakteru i imponującą determinacją przebiła wszystkie skamieliny narosłe wokół struktur władzy. Weszła do parlamentu, zwalczyła prymitywne lekceważenie, jakim ją obdarzano z racji bycia kobietą, zdobyła autorytet i posłuch, by wreszcie przez trzy kadencje piastować stanowisko premiera. Dokonała tego w trudnej epoce, gdy Anglię rozrywały kryzys finansowy, strajki, masowe protesty społeczne, zamachy bombowe dokonywane przez IRA, a rozpętana niedługo później wojna o Falklandy dowodziła, że imperium się sypie. Choć polityka posłanki z ramienia Partii Konserwatywnej była kontrowersyjna, niewątpliwie uczyniła ją pierwszoligowym graczem w fascynującej epoce Zimnej Wojny. Jej nazwisko wymieniano na jednym oddechu z innymi ikonami tamtych czasów: Ronaldem Reganem i Janem Pawłem II. "[…] dwóch jest (z przeproszeniem waszmości) prawdziwych żołnierzy w tej Rzeczypospolitej: ja w Koronie, a Kmicic na Litwie."

wtorek, 24 stycznia 2012

Wyobraźniewo



Nowy longplay fińskiej grupy Nightwish zatytułowany „Imaginaerum” dzielą od poprzedniego 4 lata i 2 miesiące. Do jego nagrywania grupa przystąpiła po długim i wyczerpującym tournée odbytym po wydaniu „Dark Passion Play” – tak wielkiego sukcesu komercyjnego, jak i pierwszej produkcji z nową wokalistką w szeregu. Efekt powala.



Dzisiaj, gdy przymkniesz oczy
Na szarym pamięci tle
Pośród wyblakłych przeźroczy
Zobaczysz właśnie mnie
Jestem Twoją Bajką, jestem Twoją Bajką
Jestem Bajką Twego snu
Rzut oka na dwie przedostatnie strony wkładki dwupłytowego albumu. All music by Tuomas Holopainen. All lyrics by Tuomas Holopainen (except „The Crow, The Owl and The Dove”). Produced by Tuomas Holopainen. Tuomas Holopainen to dusza i serce zespołu, co zresztą w biografii grupy „Once upon a Nightwish” otwarcie przyznaje: „Każdy, komu się to nie podoba, może odejść i spróbować stworzyć swój własny fenomen.” Emocje oddawane przez muzykę Nightwish pochodzą od niego. To on, w samotności, bez kontaktu z zespołem, bez wspólnego grania, zamknięty w domu rodziców, z którymi nadal mieszka, komponuje. Oczywiście swoje znaczenie mają aranże, a w te wspólny wkład mają wszyscy muzycy poza wokalistką, tym niemniej po nowym albumie, jak chyba po żadnym innym dotąd, zdecydowanie widać, że ktoś trzymał w ręku wszystkie sznurki, dbając o odpowiedni kierunek i kształt prac, poczynając od bardzo pracochłonnego, trwającego cztery miesiące nagrywania dem, przez rejestrację wszystkich utworów, aż po finalne miksy i postprodukcję. Czy jest, czy też nie jest to koncept-album, pozostaje kwestią zabawy w słowa. Pytany o to w wywiadach Tuomas (a udzielił ich w ramach promocji albumu ponad 500…) odżegnywał się od tego określenia, na tym samym oddechu przyznając wszelako, że wszystkie utwory są połączone wspólnym motywem. Tak czy siak, efekt końcowy jest spójny, zamyka się w pewną całość. I jest to spójność najlepsza z możliwych, bo skutecznie uniknięto monotonii.