wtorek, 30 sierpnia 2011

Nie wszystko złoto, co w trzy de...


Powołał go do życia pisarz publikujący w magazynie „Weird Tales”. O jego burzliwe losy, zatrzęsienie przygód, ogrom przelanej krwi i pokonanych przeciwników zadbało również piętnastu innych autorów, płodząc ponad sto opowieści z jego udziałem. Na światową scenę wkroczył, gdy dwie z nich doczekały się ekranizacji z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Malowali go Mark Schultz, Frank Frazetta, Luis Royo, Boris Vallejo, Ken Kelly, najwyższa półka współczesnych ilustratorów i – co tu dużo gadać – znakomitych malarzy. „Conan Barbarzyńca” dotarł do epoki filmów 3D ze sporym ładunkiem na swych barkach.

W jednym z odcinków teleturnieju „Milionerzy” TO pytanie, zadane na samym końcu i warte milion papierów, brzmiało: z jakiej krainy pochodził Conan? Z Cymmerii, z Rivii, ze Stygii czy z Mordoru? O ile mnie pamięć nie myli, milion został w kasie, uczestnik nie wiedział, gdzie urodził się wielki, mierzący dwa metry wzrostu, zwalisty, zbudowany z fury mięśni, długowłosy wojownik. Syn cymmeryjskiego kowala i miecznika, barbarzyńca żyjący w czasach, gdy jeszcze nie było Rzymian, którzy słowem „barbarus” określali przedstawicieli dzikich, nieokrzesanych ludów, zamieszkujących leżące za północnym limesem Renu i Dunaju ziemie, noszących brody i wąsy. Pytanie: „Czy może być co dobrego z Nazaretu?” miano dopiero zapisać za czas jakiś, ale wątpliwość podobną mieli już starożytni Grecy w stosunku do Hyperborei czyli „krainy ponad Boreasem”, które to imię należało do Wiatru Północnego, mającego rzekomo swój dom w górzystej Tracji. Hyperborea geograficzna stała się poprzedzającą zagładę Atlandyty hyborejską epoką, w której Conan przyszedł na świat, rodząc się na polu bitwy.

całość 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz